wtorek, 28 września 2010

I belive I can fly

Jesień na dobre weszła do porządku (? – bałaganu) dnia codziennego. Siąpi i siąpi, ale dzięki temu mokre, żółto-pomarańczowe liście ślicznie wyglądają na drzewach. A najbardziej nie mogę się na patrzeć na klonowe liście odbijające się swymi kolorami od betonu chodników. Miejska jesień również zaskakuje swymi widokami, całkiem ładnie tu jest, naprawdę!
Ale, ale przecież mój wrześnionowo-październikowo-listopadowy czas to także pyszna kawa, w ulubionej kawiarni, okraszona polotami ze starymi przyjaciółmi.
Jeśli pytacie, co robię w piątek w godzinach od 16.00 do nieskończoności, to odpowiedź jest prosta – plotkuję i piję kawę. Na nic więcej nikt nie jest w stanie mnie namówić. Czas zastrzeżony!

A sukienka to sierpniowy łup. Z reguły nie jestem zwolenniczką takich właśnie krat, ale ta bezczelnie urzekła mnie czymś, czymś…niezidentyfikowanym, acz bardzo przyjemnym